sobota, 23 lutego 2019

"Jestem najlepsza. Ja, Tonya"


Od zawsze miałam jakąś słabość do łyżwiarstwa figurowego. Dziewczyny w pięknych sukienkach, płynące po lodzie w rytm pięknej muzyki budziły we mnie zazdrość i zachwyt jednocześnie. Gdy zobaczyłam go, w tamtym roku, wśród oscarowych nominacji dzieło "Jestem najlepsza", nie miałam żadnych wątpliwości, że chce je koniecznie zobaczyć. Nie ze względu na wyróżnienie przez akademię, ale z mojego czystego sentymentu.

Film jest oparty na prawdziwej historii amerykańskiej łyżwiarki Tonya-i Hardwing, która jako pierwsza kobieta skoczyła potrójnego aksla (jeżeli nie wiesz co to znaczy odsyłam Cię do obrazu, uzyskasz wyczerpującą odpowiedź). Od pierwszych minut filmu zdałam sobie sprawę, ze to nie będzie film o życiu wypełnionym brokatem, kasą i uwielbieniem, a historia ciężkiego życia dziewczyny, która kochała lód, ale od tej miłości większy był jej pech do doboru życiowego partnera. 

Na początku obrazu poznajemy małą Tonya-ie i jej dość osobliwą matkę, która swoim urokiem osobistym będzie nas urzekać cały film. Czteroletnia dziewczynka wymiata na lodzie, co jednak nie przeszkadza jej matce wypominania jej małych potknięć. Rzuca przy tym wymyślnymi bluzgami i popija nieznanego pochodzenia płyn z piersiówki . 

Tonya szybko zrozumiała, że jej stan materialny i sposób wychowania różni ją od innych dziewczynek. Całe dnie spędzała na lodzie i właśnie tam poznała prostego chłopaka Jeffa z którym postanawia się związać. Mimo pierwotnej sielanki ich związek zamienia się w nieustanną próbę sił i przepychankę podszytą dużą dawką specyficznego przywiązania. 

Film daje nam dużą dowolność w ocenie wydarzeń. Mimo to, trudno mi uwierzyć, że ktoś nie polubi szczerej do bólu i bezpośredniej Tonya-ie. Jest ona tutaj postacią tak pełnokrwistą i kompletną, że każdy jej komentarz sprawiał, że nie umiałam jej nie lubić, czy potępiać. Dużą wartością dodaną są komentarze bohaterów do wydarzań, które aktualnie widzimy na ekranie. Widzimy więc perspektywę nie tylko samej bohaterki, ale jej męża, matki, trenerki. 

"Jestem najlepsza" jest filmem, który pozytywnie mnie zaskoczył i sprawił, że zupełnie inaczej popatrzyłam na filmy biograficzne. Film nie wieje nudą, ale też nie raczy nas patosem, który często razi mnie w tego typu produkcjach. Zapewniam was, że nawet jeżeli łyżwiarstwo zupełnie was nie interesuje, to film zapewni wam niecałe dwie godziny rozrywki i refleksji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia